Złapać wenę za pióra
Kończąc poprzedni wpis obiecałam, że w następnym opowiem co nieco na temat tych tajemniczych oczu, co to spoglądają na mnie z domowych, jesiennych kątów. Jednak w międzyczasie szczęśliwie dopadła mnie łaskawa wena twórcza. Nie mogąc pozwolić jej umknąć, czym prędzej zabrałam się za majstrowanie świeżych sezonowych dekoracji. Tym sposobem wisząca pod lampą w pokoju dębowa gałąź, znaleziona w ubiegłym roku podczas leśnego spaceru, a od pewnego czasu samotnie obrastająca kurzem, zyskała wreszcie nowych lokatorów. Choć milczących, to bardzo ruchliwych…
Kompozycja łapaczy snów, jak to często u mnie bywa, wchłonęła w siebie wszystko, co tylko w mojej przydasiowej skarbnicy nawinęło mi się przed natchnione wspomnianą weną oczy i pod rozgrzane nią ręce: mały wiklinowy wianek, kupiony niegdyś za przysłowiowy grosik w sklepiku charytatywnym, drewniane kółka karniszowe oraz obręcze z rozmontowanych kolczyków, korale i koraliki, nici do koronek, kordonki w odcieniu starego złota, rzemyki, bawełniane i papierowe sznurki.
Kiedy zaś już zebrałam te wszystkie małe skarby, spędziłam kilka miłych wieczorów, poświęconych na dzierganie szydełkiem, szycie, owijanie, nawlekanie, a także plecenie, rozczesywanie i usztywnianie makramowych sznurkowych piór, czyli na same przyjemne, relaksujące czynności, w sam raz, by nieco ukoić nerwy, skołatane tym, co się ostatnio dzieje. Bo chociaż rozpędzony świat toczy się w dziwnych, niebezpiecznych kierunkach, staram się, jak tylko mogę, by nasz dom, na przekór temu wszystkiemu, pozostał cichą i bezpieczną przystanią, pełną spokoju, kojącej energii i dobrych snów…
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Tagi: dekoracja wnętrz, łapacz snów
Będzie dobrze…nie ma innej opcji…
Trzeba w to wierzyć. Pomimo wszystko…