Nie wszystko złoto, co się świeci
Małe, lokalne pasmanterie potrafią czasami zaskoczyć. O tym, czy na pewno w pozytywnym tych słów znaczeniu, za chwilę będziecie mogli przekonać się sami. Wszystko wydarzyło się kilkanaście lat temu, w zamierzchłych już, przedmałżeńskich, a nawet jeszcze przed narzeczeńskich czasach.
Mieszkałam jeszcze wtedy z Rodzicami na warszawskim Gocławiu. Pewnego dnia wybrałam się na mały rekonesans do lokalnego przybytku dziewiarskiego i krawieckiego szczęścia. Miłe starsze panie, prowadzące sklepik, na pytanie o nici i włóczki do szydełkowania, zaprowadziły mnie do osobnego pokoiku, od podłogi po sufit założonego kłębkami, motkami i szpulkami we wszystkich możliwych kolorach. I bez problemu pozwoliły mi spokojnie pobuszować w tej istnej jaskini skarbów.
Zabrałam się więc czym prędzej do metodycznego przetrząsania kolejnych półek, koszy i zakamarków. Niby mnóstwo wszystkiego, ale jakoś tak znikąd nie słyszałam wołania, by zabrać ze sobą ten czy ów kłębek. I nagle w rogu regału zauważyłam coś przyjemnie błyszczącego. Okazało się, że to całkiem spora szpula delikatnej nici w odcieniu starego złota. W sam raz na elegancką serwetę.
Uradowana podreptałam więc ze swoim łupem do kasy, a wróciwszy do domu czym prędzej wzięłam się do pracy. Wzór wybrałam klasyczny, z moim ulubionym motywem filetowych róż. I tu kończy się romantyczna, snuta niczym złota nić opowiastka, a zaczyna istny dziewiarski horror…
Świeżo zakupiona nitka już od pierwszych oczek okazała się bowiem upiorna w obróbce. Haczyk dobranego do niej szydełka o grubości 0,9 mm obejmował ją jedynie kiedy była mocno napięta. Gdy tylko ją poluzowałam, natychmiast rozsypywała się na pojedyncze, cienkie niczym włos niteczki. Szydełko grzęzło w nich, szarpało, strzępiło i zawzięcie plątało niemal w węzeł gordyjski.
Ale ja jestem uparta z natury i nie zniechęcam się tak łatwo. Poza tym wiedziałam, że jeśli odłożę tę robótkę do niesławnego kuferka, to prawdopodobnie już nigdy do niej nie wrócę. Poza tym złoty blask kolejnych mozolnie wydzierganych milimetrów, a potem centymetrów kusił zbyt mocno…
Po wielu tygodniach zmagań złota jesienna serweta wreszcie powstała. W ostatnim okrążeniu dodałam jeszcze drobne koraliki w odcieniu miodu. Owa fatalna nić w praniu o dziwo nie sprawiała problemów. Niestety, okazało się, iż żelazko, nawet ustawione na najniższą temperaturę, bardzo jej szkodzi. Prasuję ją więc jedynie delikatnie przez gruby ręcznik, bo inaczej po prostu stopiłaby się.
Czy Wy również macie w swoich dziewiarskich lub w ogóle w rękodzielniczych biografiach podobne spektakularne wpadki? Udało się Wam ukończyć takie kłopotliwe robótki? Obłaskawiliście fatalne materiały, czy jednak polegliście, a wątpliwe zdobycze odpłynęły w najciemniejszy kąt?
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Tagi: koraliki szklane, nici poliestrowe, serweta
Polegliśmy, i to nie jeden raz…
Niby rękodzieło to hobby i relaks, a wychodzi na to, że i na tym polu toczą się ciężkie boje… 🙁
Czy poległam? można by powiedzieć, że stary polegawiec jestem. Na złotej nitce też leżałam… jak długa i szeroka. A tak pięknie mieniła się w zwoju, tak kusiła by z niej anioła wydziergać. Wydziergałam, klnąc wcale nie anielsko i rzucając szydełkami. Dalej było tylko gorzej. Ługa, krochmal, cukier, złoty blask nitek zamieniały w kolor ścierki. 😀
Oj, to możemy sobie ręce podać nad tymi zwodniczo błyszczącymi motkami… 😉 Ja serwety nawet nie próbowałam krochmalić, chcąc jak najszybciej zakończyć tę serię katastrof.
Oj mam takie pudło wstydu, leży sobie i wstydzi się.Ale Ty nie masz czego się wstydzić, serweta jest boska. Barokowe złoto mieni się we wzorze z róż okazałe przepychem. Piękna jest. I jest pewne, nikt takiej nie ma.
Dziękuję bardzo. 🙂 Zazwyczaj nie zwierzam się za bardzo i nie marudzę, ale muszę się przyznać, że jakaś „jesienna deprecha” (jedno z ulubionych sezonowych powiedzonek mojego męża) mnie łapie. Miód tej pochwały spłynął więc na moje serce w dobrym momencie.
Efekt końcowy jest powalający, więc myślę, że było warto przeżyć ten mały horror 🙂 Serweta jest bajeczna, chapeau bas 🙂
Dziękuję bardzo. 🙂 Cieszę się, że mój upór nie był bezsensowny.
Piękna, Twój trud się opłacił, ja jeszcze nie trafiłam na taką włóczkę, ale mam w podobnym kuferku jedną pracę i najprawdopodobniej zostanie spruta, bo już leży i leży, a im dłużej leży, tym mniej mi się chce ją robić 😛
Dziękuję. 🙂 Czyli wszystko przed Tobą (czego oczywiście nie życzę)! A może jednak warto powalczyć o tę robótkę, dać jej i sobie szansę?
Serweta jest wspaniała !
Ja mam taką … rozpoczętą spódnicę z Kartopu Nubuk …. staram się na razie o niej nie pamiętać 😉
Dziękuję bardzo. 🙂 Wszytko ma swój czas, więc może i ta spódnica jeszcze wróci na warsztat…
Horror z dobrym zakończeniem, serweta wygląda fantastycznie!
Kilka spektakularnych wpadek popełniłam, i nie zawsze była to wina materiałów 😉
Czyli nawet horrory mogą się kończyć happy endem… 😉 Dziękuję. 🙂 Każdemu się zdarza, grunt, to nie poddawać się!
Mimo wszystko wyszła bardzo ładnie !!!
Dziękuję bardzo. 🙂
Robiłam 3 komplety serwet w kolorze starego złota i szarego srebra…w samej robocie były fajne (tzn nie rozwarstwiały się ) ale nitka skręcała się podle….kiedyś chciałam udowodnić (chyba sobie głównie) że da się i robić z nici maszynowych…wybrałam trzy odcienie zieleni nici syntetycznych i ruszyłam do boju…Dzięki uporowi skończyłam tą serwetkę – ciągnie się jak guma arabska we wszystkich kierunkach-środkiem wybrzusza i w ogóle nie nadają się do demonstracji….zostawiłam ku pamięci – żeby już nigdy mnie nie podkusiło…☺
Myślę, że w pracy z tzw. trudnymi nitkami wiele zależy również od wzoru i samego sposobu dziergania, bo przecież każdy ma trochę inny. Ja z syntetycznych nici maszynowych robiłam jedynie mały naszyjnik w postaci filetowej siatki rozpiętej na drucianej ramce. Na szczęście nie sprawiał wielkich kłopotów.
Cudowna, i kolor i wzór.
Dziękuję. 🙂 Wzór prosty, pozłocony nabrał nieco szlachetności.
Piękna. I wzór i kolor i wykonanie.
Dziękuję. 🙂 Wzór wbrew pozorom dość prosty, na kolor dałam się złapać, bo choć piękny, to nitka okazała się fatalna w obróbce. Trochę musiałam się z nią namęczyć.
Ja się wcale nie znam na kordonkach, na włóczkach a chciałam żeby moja mama zrobiła mi mitenki. Poszłam, włóczkę kupiłam. Zadowolona. Co się okazało z włóczki, która nabyłam to można jedynie rękawice bokserskie zrobić.
😉 Polecam kompendium wiedzy o włóczkach: http://www.wyszydelkowana.pl/2016/10/kompendium-wiedzy-o-woczkach.html
Serwetka piękna. 🙂
Dziękuję. 🙂
Cudna!!! Warta zachodu. 🙂 🙂
Dziękuję bardzo. 🙂 Pozdrawiam. 🙂
Śliczna. Też taką mam.
🙂 🙂 🙂