Moje podróże mierzone koronkami
Nowy rok liczy już kilkanaście dni, czas więc na świeże pomysły i projekty. Ale zanim to nastąpi, na moment odwrócę się jeszcze za siebie. Nie, nie będzie tu, wbrew powszechnemu niemal zwyczajowi, żadnych podsumowań, bilansów, rankingów i zestawień. Napiszę za to kilka słów na temat pewnej robótki, która dzielnie towarzyszyła mi, powoli, ale sukcesywnie nabierając kolejnych oczek i rzędów, podczas moich podróży najpierw po zdrowie dla ciała, a potem również po ukojenie dla duszy.
Ażurowy zestaw składa się z owalnej serwetki, trzech mniejszych i jednej większej pół-serwetki. Wszystkie elementy zostały wydziergane techniką filetową, a łączy je stylizowany motyw kwiatów oraz liści. Do ich wykonania zużyłam więcej niż połowę liczącej 1000 m szpulki białych bawełnianych nici do szycia, pochodzących jeszcze z krawieckich zasobów babci. Pracowałam szydełkiem 0,9 mm.
Koronki rosły przez co najmniej kilka miesięcy. Kiedy już powstały, nadszedł czas na staranne pranie, usztywnienie, blokowanie, no i prasowanie. Gdy stało się zadość wszystkim upiększającym zabiegom, mogły wreszcie zająć przeznaczone dla nich skrawki domowej przestrzeni w przedpokoju, czyli nomen omen, w miejscu przygotowań do naszych codziennych podróży w świat za drzwiami mieszkania.
Pełna serwetka rozgościła się na toaletce pod lustrem, w towarzystwie drewnianego afrykańskiego puzderka na biżuterię oraz flakoników perfum. Trzy pół-serwetki, niczym lambrekin, ozdobiły górny gzyms całego mebla, czwarta natomiast wylądowała w kąciku, na tajemniczej metalowej skrzynce, dla dodania jej odrobiny urody ukrytej pod warstwą samoprzylepnej folii, imitującej ciemne drewno.
W naszym mieszkaniu przedpokój jest umowną, otwartą przestrzenią, widoczną niemal z każdego pomieszczenia i kąta, często mam więc okazję spoglądać na niciane ażury, kwiaty i zawijasy liści, wkomponowujące się w roślinne motywy na tapecie. A wtedy przypominam sobie kolejne miejsca lub okoliczności, w których miałam przyjemność przebywać i odpoczywać. No i oczywiście dziergać.
Słyszę dostojny szum lasu, pełen zaciekawienia świergot sikorek, nerwowe pokrzykiwania sójek, skrzeczenie kłótliwych srok albo wiewiórek. W pamięci miga płomienna lisia kita. Wesoło trzaska ogień w kominku, żołędzie ze starego dębu z łoskotem turlają się po dachu pewnego szczególnego, przyjaznego domu. Łapię się na tym, że im jestem starsza, tym staranniej przechowuję wspomnienia. A co jak co, staroświeckie szydełkowe koronki doskonale nadają się do wszelkich sentymentów…
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Tagi: koronka filetowa, nici bawełniane, serwetka
Śliczne. Czy mogę uśmiechnąć się o wzór? Pozdrawiam.
Dziękuję. Kiedyś już dziergałam serwetkę o takim wzorze. Przezornie ją sfotografowałam. Teraz korzystałam z tych zdjęć, bo wzór gdzieś mi się zapodział.
Trudno, spróbuję poradzić sobie sama, zdjęcie jest dość wyraźne. Tak czy tak dziękuję, miłego dnia. 🙂
Bardzo ładne. 🙂
Dziękuję. 🙂
Są przepiękne i idealnie pasują do prezentowanego przez Ciebie wnętrza!
Dziękuję. Starałam się. 😉