Małe przyjemności w kolorze zielonym
Pomimo różnych innych zajęć i pewnych drobnych przeciwności, udało mi się jednak zamienić w czyn robótkowe postanowienie, o którym wspomniałam w poprzednim wpisie. W czerwcu rzeczywiście prawie codziennie, mniej lub bardziej efektywnie, chwytałam za szydełko. Rezultaty być może nie oszałamiają rozmiarami, ale drobiazgi również mogą sprawić sporo przyjemności i satysfakcji.
W ramach odświeżania letniej garderoby, spożytkowując nieco zapasów kolorowych i cieniowanych mulin, wydziergałam ażurową muszlę i rozetę, aby wypełnić zbyt głębokie dekolty dwóch długich sukienek. A z resztek bawełnianego kordonka i ręcznie malowanych porcelanowych korali powstały bardzo zielone kolczyki. Niestety, „szklane oko” nie dało rady uchwycić całej głębi tego koloru.
Czerwiec, jako mój urodzinowy miesiąc, zaowocował jeszcze jedną arcyzieloną nowością. Pan Mąż sprezentował mi bowiem specjalną ceramiczną misę, ozdobioną ażurowymi sylwetkami kotów oraz… myszy. Masywna, błyszcząca szkliwem piękność, wyposażona w specjalny zawijas do mocowania włóczki, jak widać doskonale sprawdza się przy dzierganiu z kolorowych, cieniowanych „kokonków”. Z tej przyjemnej współpracy za jakiś czas powstanie następna chusta. A z nią i wpis na blogu…
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Świetny pomysł – sukienki jak nowe 😀
Dziękuję. 🙂 Od dziecka mam to lekkie twórcze „skrzywienie” – lubię wszystko, co tylko się da, zmieniać i poprawiać po swojemu. 😉