Ani dnia bez kreski i obrus na finał
Niemal za każdym razem, gdy rozpoczynam jakąś większą robótkę, a ostatnio właśnie takie projekty przeważają w moim dziewiarskim kalendarzu, powtarza się mniej więcej ten sam schemat wydarzeń. Najpierw ambitny, szybki start. A potem coraz wolniej i wolniej… Mijają długie tygodnie, czasem nawet miesiące i końca pracy nie widać. Kto dzierga, ten wie, jak bardzo to potrafi być frustrujące.
Ale właściwie dlaczego tak się dzieje? Oczywiście, zdarzają się sprawy, które pilnie wymagają naszej uwagi, czy nam się to podoba, czy nie. I na to niewiele możemy poradzić. Jednak dużo zależy od tego, w jaki sposób organizujemy swoje codzienne zajęcia. I czym tak naprawdę wypełniamy ten czas…
Pierwszy problem, to samo racjonalne planowanie. Z naciskiem na „racjonalne”, czyli obejmujące jedynie to, co w danym czasie jesteśmy w stanie zrobić. Nie ma bowiem żadnego sensu tworzenie ciągnącej się w nieskończoność listy zadań, skoro i tak nie damy rady ich wszystkich wykonać, a na koniec dnia poczujemy jedynie zmęczenie i zniechęcenie, odbierajcie siły i motywację do działania.
Żaden, nawet najbardziej zoptymalizowany plan nie wykona się jednak sam. I tu pojawiają się nieco twarde, ale bardzo pożyteczne słowa „wytrwałość” i „konsekwencja”. Sama dobrze wiem, ile energii pochłania wcielanie ich w codzienne życie. Zwłaszcza, że na każdym kroku czai się tyle mniej lub bardziej intensywnych i skutecznych „rozpraszaczy”, niemal ciągle walczących o naszą uwagę i czas.
Wszelkie media społecznościowe w większości przypadków mają wpisane w swe istnienie wypełnianie każdej wolnej chwili swoich użytkowników. A i pandemiczna rzeczywistość bywa czasem na tyle dokuczliwa i nieprzewidywalna, że potrafi nader skutecznie „rozmontowywać” naszą codzienność.
Znam swoje słabości w tej kwestii i wiem, że to nie będzie proste, ale postanowiłam uczciwie zabrać się za reorganizację swych codziennych planów i sposobu ich realizacji. Jednym z celów, jakie chciałabym osiągnąć, jest znalezienie w ciągu dnia lub wieczorem choćby kilkunastu minut na szydełkowanie. Ale rzeczywiście codziennie, pozostawiając sobie jedynie jak najmniejszy margines losowych wyjątków.
Jeżeli naprawdę uda mi się tego dokonać, obrus, o którym chciałbym napisać jeszcze parę słów na koniec, będzie ostatnią robótką, która powstawała tak długo. Gdy przejrzałam starsze blogowe wpisy, okazało się, że zaczęłam go dziergać (a potem odkładać i odkładać…) niemal rok temu (dowód znajdziecie tutaj)! To podziałało niczym ostra szpilka, kłująca i motywująca do radykalnych zmian.
Obrus ma 75 cm średnicy. Powstał z dwóch i pół motka bawełnianego kordonka Maxi w odcieniu ecru (565 m/100 g), tureckiej firmy Altun Baṣak. Dziergałam szydełkiem o grubości 1,3 mm. Kwiatowy motyw, wykonywany techniką filetową, układa się w sześć stykających się promieniście sekwencji, szydełkowanych najpierw razem, po okręgu, a potem schodkowo, każda z osobno dołączanych nici.
No, czas już kończyć ten nadspodziewanie długi wpis i brać się do pracy! Jak mawiali starożytni Grecy, a po nich Rzymianie: nulle dies sine linea, czyli ani dnia bez kreski. A raczej bez szydełka! Czas więc spróbować wprowadzić tę wzniosłą zasadę w czyn, aby twórczo zagospodarować ostatnie chwile nieuchronnie kończącego się urlopu. No to trzymajcie za mnie kciuki! Rezultaty pokażę już wkrótce!
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Tagi: kordonek bawełniany, koronka filetowa, motywacja, obrus
Cudo.
Dziękuję.
Bardzo dobrze znam ten schemat – szybki start, a potem niemoc twórcza 😉 a zawsze znajdę czas na szydełko 😛 Na szczęście przeważnie efekt końcowy pozwala zapomnieć o tej trudnej drodze do mety – piękny obrus!
Dziękuję. 🙂 Przy większych, wymagających czasu i wytrwałości pracach to chyba dosyć częsta „dolegliwość”. Która szybko mija, gdy już widać efekt końcowy. Aż do następnego razu… 😉