Robótkowe cytaty: „Przywiązania”
Czy pamiętacie jeszcze moją Księgę Cytatów Robótkowych? Tak dawno już do niej nie zaglądałam, że sama prawie zapomniałam o jej istnieniu… Czas najwyższy, by ją wreszcie odkurzyć i uzupełnić!
Vivian Gornick, amerykańska feministka, dziennikarka i pisarka, w swojej powieści-eseju pod tytułem „Przywiązania”, na przemian to wędrując w towarzystwie matki ulicami rodzinnego Nowego Jorku, to znów powracając we wspomnieniach do lat dzieciństwa, spędzonych w robotniczej kamienicy na Bronksie, snuje rozważania o pozycji kobiety w wielokulturowym społeczeństwie amerykańskim pierwszej połowy XX wieku. Zaskakujące, jaką rolę w jej opowieści odegrały szydełkowe koronki…
[…]
Nettie była zdolną koronkarką. W rzeczy samej, kiedy poznała Ricka Levine’a, pracowała w fabryce koronek. Umiała robić sukienki i narzutki, obrusy i kapy, ale unikała takich dużych robót. Plotła tylko serwetki, poszewki, ochraniacze, różne drobiazgi, aby ożywić nimi ciasne wnętrze. Zaczynając prace nad koronką, nigdy nie miała w głowie konkretnego pomysłu czy wzoru. Gdy wieczorem Richie w końcu padał (nie tyle szedł spać, co zwyczajnie tracił przytomność), zasiadała przy kuchennym stole, owijała jedwabiście gładką nić bawełnianą wokół nadgarstka i palca wskazującego, sięgała po metalowe szydełko i przystępowała do pracy. Robiła koronki dla relaksu, aby się czymś zająć i ukoić zszarpane nerwy (każda wolna chwila była dla niej odpoczynkiem od znoju macierzyństwa). Nie traktowała swojego talentu zbyt serio. Widać było, że to hobby ją wciąga – wzory same wyłaniały się z szydełka, zaskakiwały ją, chciała wiedzieć, co jej wyjdzie tym razem – ale tylko do czasu: z początku mocno skoncentrowana na robocie, łatwo odrzucała ją później na bok i zapominała. Koronkarstwo było nieprzesadnie cenionym przyjacielem, dotrzymującym jej towarzystwa w chwilach napięcia lub odprężenia, nadziei lub niepokoju.
Gdybym zliczyła wszystkie godziny spędzone przy tamtym kuchennym stole, podczas gdy Nettie robiła koronki, uzbierałoby się w sumie ze dwa lub trzy lata. Zazwyczaj bywałam u niej późnym popołudniem, często też wieczorem po kolacji. Ona plotła koronkę, a ja śledziłam wzrokiem ruchy szydełka, i tak budowała się nasza zażyłość. Nettie przy pracy fantazjowała na głos, a ja wsłuchiwałam się w jej fantazje.
[…]
Pod koniec lata w naszej okolicy pojawiła się kobieta, której nigdy wcześniej nie widywałam: chodziła drugą strona ulicy, zawsze późnym wieczorem. Ani razu nie widziałam jej za dnia, lecz na godzinę przed północą zjawiała się niezawodnie. Była chuda, o bladej twarzy otoczonej plątaniną czarnych włosów. Barki miała wąskie i kościste. Nosiła makijaż i buty na wysokim obcasie. Nylonowe rajstopy marszczyły się jej i fałdowały na kostkach. Chodziła szarpiącym krokiem, jakby rozebrano ją na części niczym lalkę, a potem nieudolnie złożono. Miewała na sobie cienka chustę z tropikalnym wzorem. Na ulicach pełnych robociarskiego sznytu stanowiła zgoła osobliwy widok, lecz przeszłam nad jej wyglądem do porządku dziennego, tak samo jak nad innymi oryginałami z sąsiedztwa. W każdym razie tak mi się wydawało.
Pewnego wieczoru wczesną jesienią patrzyłam przez chwilę, jak idzie nierówno chodnikiem, po czym odwróciłam się do pokoju, w którym brat czytał, a mama leżała na kanapie. Zawołam brata do okna i wskazałam palcem kobietę na ulicy.
– Widziałeś ją?
– Pewnie.
– Kim ona jest?
– Prostytutką.
– Kim?
– To kobieta bez domu – wtrąciła mama.
– Aha.
W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że ta kobieta mnie poruszyła. Jej obecność, jej wygląd potraciły we mnie jakąś strunę. Czułam, że to złamana istota, złamana i chora, i zaczęłam sobie wyobrażać, że ją uzdrawiam. Obraz ten szybko przedarł się przez woal sennych myśli i zyskał ciąg dalszy. Uzdrowiona kobieta wyraźnie się odmieniła, urosła w barkach, miała zdrowszą cerę, schludniejsze włosy; a przede wszystkim w je oczach pojawił się wyraz surowej determinacji. Wciąż jednak marzła w cienkiej sukience i podartej chuście, noce były coraz chłodniejsze. Wyobraziłam sobie, że okrywam ją śliczną tkaniną, nie tylko ciepłą, lecz również w magiczny sposób przyspieszającą zdrowienie. Bardzo długo nie mogłam dojrzeć tego materiału. Jaki on był – cienki czy gruby, gładki czy drukowany, jasny czy ciemny? Aż pewnego wieczoru przypatrzyłam się bliżej i zobaczyłam, że to koronka. Przeszyła mnie wtedy seria obrazów. Ujrzałam twarz Nettie wtuloną w koronkę jej własnego wyrobu. Ujrzałam siebie, prostytutkę i Nettie, wszystkie smutno zwieszałyśmy głowę nad małymi koronkami. To nie były żadne serwety, tylko strzępy i skrawki, wszystkie trzy smuciłyśmy się nad strzępami i skrawkami.
[…]
Vivian Gornick: Przywiązania. Wydawnictwo Filtry. Warszawa 2021, s. 67-68 i 72-74
Zachęcam Was również do lektury pozostałych robótkowych cytatów, a może i całych polecanych przy okazji książek. Mam nadzieję, że znajdziecie wśród nich coś dla siebie (link tutaj).
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Tagi: robótkowe cytaty, szydełko