Kuchenne opowieści astrologiczne
Chociaż, zgodnie z deklaracją, złożoną w poprzednim wpisie, moja robótkowa pracownia nie przeszła w stan całkowitego zimowego spoczynku, to jednak niewiele się w niej dzieje. Mroźna i śnieżna aura nie dodaje mi ani sił, ani weny do twórczej pracy. Na warsztacie więc wciąż te same drobne robótki, ciągle jeszcze nie gotowe, aby pokazać je światu. Chyba utknęłam w jakiejś nicianej zaspie…
Dla odmiany dziś chcę pokazać Wam dwie prace, wykonane zupełnie inną techniką. Powstały mniej więcej dziesięć lat temu, gdy jeszcze dość intensywnie zajmowałam się wyklejaniem kolaży. Po cichu marzy mi się powrót do tej papierowej twórczości. Kto wie, być może rzut oka na dawne dokonania podziała na mnie ożywczo i motywująco, a chwilowe zachcenia jednak zamienią się w czyn?
Inspiracją do powstania obu kolaży były żywioły, symbolicznie przypisane do znaków zodiaku mojego i Męża (wówczas jeszcze nawet nie narzeczonego). Zgodnie z prawidłami astrologii moje Bliźnięta są pod władzą powietrza, Ł. zaś jest Koziorożcem, więc nim z kolei rządzą pierwotne moce ziemi.
Gromadząc materiały zrezygnowałam jednak z klasycznej techniki i zamiast obrazków pozyskanych głównie z prasy kolorowej, pozbierałam przeróżne naturalne skarby, zachomikowane między kartami książek, a także w licznych pudełkach z drobiazgami oraz gromadzonymi od lat „przydasiami”.
Powietrzna układanka powstała z fragmentu puszystego strusiego pióra, kształtu szybującego ptaka, wyciętego ze sztywnej lnianej kanwy, dwóch białych motyli, wydartych z pocztówki, kilku skrawków delikatnego, czerpanego papieru oraz zasuszonych lotnych nasion i płatków kwiatów.
Ziemna kompozycja wygląda trochę jak karta ze staroświeckiego zielnika. Są tu zasuszone liście, kwiaty, kłosy, łodygi, nasiona i kora, przymocowane skrawkami czerpanego lub starego, pożółkłego papieru. Dodałam też wyrwany ze starej pocztówki widoczek porośniętych lasem gór.
Tłem obu wyklejanych impresji jest gruby karton, który przez mniej więcej dwie dekady ładnie, naturalnie starzał się we wszystko-mającej piwnicy Taty. Dla kontrastu kolaże oprawiłam w zabytkowe rzeźbione drewniane ramki, przetarte złotą farbą. Kiedyś wisiały w moim panieńskim pokoju. Teraz zdobią boczną ścianę przepastnej kuchennej szafy gospodarczej w naszej małżeńskiej dziupli. Zerkam sobie na nie kilka razy dziennie, chociażby gdy przygotowuję herbatę lub mieszam w garnkach.
Skoro już tak się rozgadałam, uchylę Wam jeszcze jednego rąbka domowych tajemnic. Kilka dni temu minęło dokładnie siedem lat, odkąd z Ł. zamieszkaliśmy razem i zaczęliśmy wić nasze małe gniazdko. Podobno ludzkie życie dzieli się właśnie na siedmioletnie okresy, przedzielone etapami kolejnych zmian i przeobrażeń. Może tym razem czas na jakąś bardziej twórczą, artystyczną rewolucję?
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Tagi: kolaż, kompozycje roślinne, liść, motyl, piórka
Świetny pomysł na prace! Ja też wpadłam chyba w jakąś czarną otchłań bez weny, ochoty i motywacji do twórczości, aczkolwiek coś tam sobie dłubię 😉 jednak mam nadzieję, że ten 7 letni okres, jaki właśnie u Ciebie się pojawił sprawi, że poszerzysz swoją twórczość o kolejne metody rękodzieła, a nie zrezygnujesz z dziergania i tego Ci życzę na kolejne siedem lat 🙂
Dziękuję bardzo. 🙂 Początek roku to chyba w ogóle taki niemrawy i depresyjny czas. Choć ja już powoli się rozkręcam. O dziwo, wychodzi mi realizacja postanowień noworocznych (no dobrze, tylko niektórych… 😉 ) i po cichu myślę o wiosennych porządkach. A o zaprzestaniu dziergania absolutnie nie ma mowy! 🙂
Fajny pomysł na własnoręcznie wykonane dekoracje. 🙂 Uwielbiam suszone liście, kwiaty itp., a jeszcze bardziej żywe. 🙂
Dziękuję. 🙂 Ja również bardzo lubię różne „dary natury”, zarówno świeże, jak i suszone.