Praktycznie niepraktyczne
I znów nadeszła jesień… Pora roku, kiedy wreszcie z niekłamaną dumą i satysfakcją można wyciągnąć z głębi szafy samodzielnie zmajstrowane koce, szale lub chusty. Albo zabrać się za dzierganie nowych, urzekających wzorów. Do jesiennego zestawu brakuje jeszcze tylko kubka czegoś ciepłego i pysznego oraz dobrej książki z efektowną zakładką. I właśnie kilka takich drobiazgów chcę Wam dziś pokazać.
Ponieważ bazy wszystkich pięciu wykonanych przeze mnie zakładek zrobione są z cienkiej drewnianej sklejki, nadają się raczej do grubszych, co najmniej kilkusetstronicowych tomów. O ile nie powędrują do nowych właścicieli w ramach okolicznościowych prezentów, u nas pozostaną chyba jedynie stylową wariacją na książkowy temat. Dokładnie tak, jak w tytule, mogą sobie być praktycznie niepraktyczne…
Dla wyeksponowania nanoszonych na nie dekoracyjnych motywów, deseczki zostały pokryte dwiema warstwami białej farby akrylowej, a następnie ozdobione serwetkową odmianą techniki decoupage. Jedna z zakładek o klasycznym kształcie obrosła czerwonymi tulipanami, które skusiły papierowe motyle. Dodałam do nich wąską satynową wstążkę i jasnozielone ręcznie malowane szklane koraliki.
Drugą prostokątną zakładkę ubrałam w wieczorową kreację z papierowych koronek w klasycznej czerni i odcieniu starego złota. Przez otwór pośrodku górnego łuku przewlekłam złocistą satynową wstążkę z nanizanymi na nią czarnymi wielobocznymi szklanymi koralikami. Wszystkie krawędzie pomalowałam złotym cienkopisem żelowym i pokryłam warstwą przejrzystego kleju z utrwalaczem.
W zestawie zakładek nie mogło oczywiście zabraknąć motywu książkowej sowy. Tym razem nieco sentymentalnej i ciut kiczowatej, całej otulonej słowami. A do tego kraciaste i nakrapiane serca oraz róże, wąska biała satynowa wstążka i koraliki z matowionego szkła na perłowobiałym sznurku. Co ciekawe, to właśnie ona najbardziej przypadła do gustu i – nomen omen – serca mojego Pana Męża.
Na fali machania nożyczkami i wywijania zamoczonym w kleju pędzelkiem powstały jeszcze dwa celulozowe koty. Pierwszy spokojny, elegancki, wystrojony w czarne koronki, błyszczące, pseudo-kryształkowe kwiatki i czarną satynową kokardę pod brodą. Drugi mruczek zaś ma zielono w głowie. Dosłownie! A właściwie to cały jest zielony, na dodatek w kratkę. I jeszcze ten szelmowski uśmiech…
Pewnie podobnie, jak dla wielu rękodzielników, jesień to dla mnie najbardziej twórcza i inspirująca pora. Wszystko na to wskazuje, że i w tym roku, pomimo rozmaitych zawirowań, w mojej pracowni powstanie kilka nowych drobiazgów w jej kolorach lub klimacie. Jeśli więc nadarzą się sprzyjające okoliczności, to być może zdążę pokazać coś na blogu, nim nastanie wszechwładny sezon świąteczny.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Piękne <3
Dziękuję. 🙂
przepiękne!!!!
🙂 🙂 🙂
Urocze! Bardzo lubię zakładki do książek, chociaż od kiedy odkryłam czytnik e-booków nie są mi już tak potrzebne. Pozdrawiam. 🙂
Dziękuję. 🙂 Ja do czytnika jakoś się nie przekonałam. Lubię szelest papieru, zapach farby drukarskiej, wagę książki w dłoni… A zakładek (zarówno tych drukowanych, jak i wykonanych w różnych innych technikach) mam sporą, gromadzoną od lat, kolekcję. Pozdrawiam. 🙂
Cudne <3 Ja ciągle używam zakładek i ciągle gdzieś mi się gubią 😛
Dziękuję. 🙂 Tak, zakładki dziwnie lubią wędrowny tryb życia… 😉 Czasem przysypiają też w dawno odłożonych, niedoczytanych książkach.