Liściasty drobiazg na pożegnanie jesieni
Chłód i deszcz stopniowo wypłukuje ciepłe kolory. Dzienne światło przygasa, więc coraz trudniej je uchwycić szklanym okiem. Świat powoli, ale nieuchronnie chyli się ku zimie… A to oznacza, że czas już rozstać się z jesiennymi robótkami i wreszcie poważnie pomyśleć o nowych świątecznych dekoracjach.
Na pożegnanie sezonu chciałabym Wam jeszcze pokazać pewien ozdobny liściasty drobiazg, a przy okazji opowiedzieć jego nieco tajemniczą historię. Jak już pewnie nie raz tu na blogu wspominałam, razem z Panem Mężem od lat kolekcjonujemy dzwonki. Przybywają do nas różnymi drogami. Oprócz prezentów od bliskich i znajomych oraz pamiątek z podróży, zdarzają nam się również zakupy na aukcjach lub wyprzedażach internetowych. Od czasu do czasu osoby, od których kupujemy kolejne okazy, dorzucają nam do nich coś, mówiąc najogólniej, „dzwonkopodobnego”, w ramach tzw. bonusu.
W taki właśnie sposób staliśmy się szczęśliwymi, jak się w rezultacie okazało, posiadaczami garści dziwnych glinianych elementów o nieznanej proweniencji i równie niejasnej funkcji. Kilka różnej wielkości koralików-kulek, mały półksiężyc oraz najbardziej tajemniczy, ni to dzwonek, ni to kwiat… Od razu, gdy je zobaczyłam, wykiełkował mi w głowie pomysł, jak mogłabym to wszystko ozdobić, połączyć i wyeksponować. „Decoupage” i „jesień”, to były słowa-klucze. Reszta ułożyła się już sama…
Mniej lub bardziej chropowate powierzchnie, w dodatku w niezbyt atrakcyjnych odcieniach surowej, nieszkliwionej gliny, najpierw zniknęły pod wyrównującą warstwą białej farby akrylowej. A potem przyszedł czas na otulające wszystko, bardzo jesienne, papierowe liście oraz skrawki stylowego tła, pochodzące z pięknych serwetek firmy Ambiente. Całości kompozycji dopełnił zwykły lniany sznurek, swą matową zgrzebnością przyjemnie kontrastujący z kolorowymi, lekko błyszczącymi krągłościami.
Jak to zazwyczaj bywa, jesiennych pomysłów i materiałów do ich realizacji zgromadziłam znacznie więcej, niż miałam czasu i sposobności wcielenia ich w czyn. Mam więc już spory zapas na przyszły sezon. Zanim nadejdzie, pewnie uzbiera się drugie tyle. Jednak na razie koniec. Jeszcze przez chwilę sycę się urokiem oraz klimatem tego, co powstało, ale głowa i ręce już coraz żwawiej pracują nad zimowym i świątecznym wystrojem. Efekty oczywiście zawitają tu na blogu w stosownym momencie.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Tagi: dekoracja wnętrz, upcykling