Sekretne życie lalek
Gdy przypominam sobie siebie z czasów dzieciństwa, widzę dziewczynkę mocno wycofaną z grona rówieśników (choć nie zawsze cichą), najlepiej czującą się w swoim własnym towarzystwie. Miałam jednak wówczas dwie wspaniałe przyjaciółki. Pierwszą z nich pamiętam niczym przez mgłę i chyba bardziej z opowieści rodziców. Ja i moja pamięć byłyśmy wówczas najwidoczniej jeszcze zbyt młode. Ale ślad pozytywnych uczuć przetrwał i pozostał gdzieś w środku do dnia dzisiejszego.
Nazywała się Kasia, tak samo jak ja. Była miła, miękka i ciepła. Miała długie włóczkowe włosy, które podobno tak intensywne czesałam i zaplatałam, że aż wszystkie wyszły. Zapewne domyślacie się już, że towarzyszką moich szczenięcych lat była szmaciana lalka. Duża i piękna. Niestety, nie przetrwała ani moich nadmiernych czułości, ani późniejszych remontów i przeprowadzek. Nie ma jej też nawet na żadnym zdjęciu. Jej lalczyna duszyczka unosi się więc już tylko na falach emocji i słów…
Gdy nieco podrosłam i nauczyłam się czytać, w moim życiu pojawiła się kolejna bardzo ważna postać. Moja druga, tym razem już w pełni świadomie wybrana, przyjaciółka. To nic, że dzieliła nas spora przestrzeń i czas. Cóż z tego, że Ania mieszkała za oceanem i żyła niemal sto lat wcześniej? Była uroczym, roztrzepanym odmieńcem, którego można było tylko polubić! Nie bez powodu przecież liczne zastępy miłośników rudowłosej sieroty, która pewnego dnia trafiła na Zielone Wzgórze, do dziś nie rzedną. Ania miała wielkie serce, otwarte dla wszystkich i przygarnęła wiele samotnych, znękanych dziewczęcych dusz pod każdą niemal szerokością geograficzną. Moją szczęśliwie również.
Przez kolejne lata sporo działo się w moim życiu. Dorosłam i spotkałam nowych przyjaciół. Na ile prawdziwych i wartych tego miana, to materiał na zupełnie inną opowieść. Ale do dziś z wielkim sentymentem powracam myślami do szmacianej Kasi i papierowej Ani. I myślę, a nawet jestem pewna, że to już się nie zmieni. Dlatego gdy kilka lat temu brałam udział w rękodzielniczym konkursie (o ile mnie pamięć nie zawodzi, było to jedno z wyzwań, rzuconych przez twórczynie internetowej Szuflady), którego tematem były wspomnienia z dzieciństwa, postanowiłam oddać symboliczny hołd swym dawnym, pierwszym przyjaciółkom. Tym razem wyjątkowo nie za pomocą szydełka.
Poszły w ruch igły i nici, ścinki materiałów, wstążki i koronkowe skrawki. Tym sposobem powstała szmaciana laleczka. Nieduża, bo ma około 20 cm wzrostu. Samą lalkę uszyłam z kawałka starego płótna pościelowego. Oczy, brwi, nos i usta są wyszywane, piegi zaś narysowałam, sama już nawet nie pamiętam czym. Sukienka powstała z gęsto tkanej lnianej kanwy w naturalnym odcieniu, mankiety natomiast z resztek maszynowej koronki. Najwięcej wysiłku kosztował mnie fartuszek, na który poświęciłam starą chusteczkę do nosa. Bawełniany kordonek Kaja 15 przydał się do zrobienia grubych warkoczy i ciut niesfornej grzywki. Na buciki spożytkowałam dużą zamszową łatę. Całości dopełniły satynowe wstążki, oczywiście, jak wszystkie inne materiały, również pochodzące z odzysku.
Na co dzień lalka mieszka w jednej z szuflad z moimi dziergańcami i drzemie sobie spokojnie, wtulona w szydełkowe koronki. Ale ponieważ dziś mamy Dzień dziecka, postanowiłam wypuścić ją na krótki spacer, a Wam opowiedzieć znów kilka sentymentalnych anegdotek z (coraz odleglejszej, niestety!) wczesnej młodości. A Wy o czym myślicie tego dnia? Mieliście swoje ukochane lale albo misie? A może jakieś inne zabawki, które do dzisiaj czule wspominacie z sentymentalną łezką w oku?
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, możesz go polubić, skomentować i/lub polecić znajomym. Dziękuję!
Bardzo fajna laleczka Z siostrą miałyśmy lalkę Matyldę, była piękna, rudowłosa, typ damy Był jeszcze miś Bajbus…niestety żadna z tych zabawek nie zachowała się do dziś
Dziękuję. 🙂 Bajbus… urocze imię dla misia. 🙂
Z przyjemnością czyta się Twoje historie 🙂 Lalka jest przeurocza. Ja w dzieciństwie miałam sporą lalkę, która miała na imię Kubuś (gdybym nie urodziła się dziewczynką, tak bym się nazywała). Jeszcze do niedawna była u mojej Babci, ale po jej śmierci pewnie wylądowała na śmietniku 🙁
Dziękuję. 🙂 Z wiekiem robię się coraz bardziej sentymentalna, więc pewnie jeszcze trochę takich historii tu upchnę. 😉 W domu mojej babci też były piękne stare lalki. Bawiła się nimi jeszcze moja mama i jej rodzeństwo. Ale przy przeprowadzce poznikały, niestety. 🙁
Wspaniała laleczka 🙂 Jak doczekam się wnuków to pozwolę sobie „odgapić” pomysł, bo jest świetny 🙂
Myślę, że młode mamy mogłyby założyć swoim dzieciom kuferki, gdzie zbierałby ukochane zabawki, z których dzieci wyrastają, rysunki,… Ja swoim dzieciom założyłam teczki na rysunki i laurki, które dla nas robiły i przyjemnością otwieramy je teraz i podziwiamy „oryginalną” ortografię i dziecięcą kaligrafię. Niestety nie pomyślałam o zabawkach i obrazkach i te poginęły w czasie przeprowadzek. Ale wnukom pozakładam takie kuferki 🙂
Dziękuję. 🙂 I mnie, i lali będzie bardzo miło, jeśli stanie się twórczą inspiracją. Doskonały pomysł! Niestety, wiele moich zabawek z wczesnego dzieciństwa poginęło w czasie przeprowadzki do Warszawy. Mojej siostrze trochę skarbów się uchowało. Ale ciągle mam misia, którego dostałam od babci na szóste urodziny. Mąż zaś ocalił swoją ukochaną małpeczkę. 🙂
Piękna!
Dziękuję. 🙂
Lala jest wyjątkowa i dzięki historii i przez wykonanie 🙂 widać że wykonana z sercem 🙂
Dziękuję. 🙂 W każdą robótkę wkładam sporo serca, ale lala rzeczywiście dostała go szczególnie dużo.
Elegancka 🙂
Dziękuję. 🙂 Starałam się. 😉
Byłam tu niedawno, a umknęła mi taka piękna lala 😉 perfekcyjne wykonanie, a sukienka jak ślicznie wykończona koronką 😉
Dziękuję. 🙂 Sporo się nad nią napracowałam, zwłaszcza, że szycie nie jest moją mocną stroną. 😉
Piękna ta lala. Ma w sobie to coś. Urzekła mnie bardzo. Wracam do lat mego dzieciństwa, a były to lata 50. Pozdrawiam.
Dziękuję. 🙂 Ja, dziecko lat 80-tych, też miałam lalkę-szmaciankę. Na szczęście teraz, po epoce plastiku i gumy, znów wracają miękkie, szmaciane lalki i przytulanki. Kochane i niezastąpione. 🙂